przychodził na mszę, tak zresztą jak sama Niniana. Gwenif

przychodził na mszę, tak zresztą jak osobiście Niniana. Gwenifer zdała sobie dziś sprawę, że wcale nie pamięta, jak też Niniana została jedną z jej dam dworu, tyle że Gwydion przywiózł ją na dwór i poprosił o gościnę dla niej jako dla krewnej Artura i córki Taliesina. Gwenifer miała jak najmilsze wspomnienia o Taliesinie i z radością powitała jego córkę, dziś jednak wyglądało na to, że w jakiś dziwny sposób, przenigdy nawet o to nie zabiegając, Niniana zajęła miejsce pierwszej damy dworu. Artur zawsze traktował ją z najbardziej znaczącym szacunkiem i nagminnie prosił, by dla niego śpiewała, a Gwenifer czasem nawet zastanawiała się, czy on przypadkiem nie spogląda na nią trochę czyli niż tylko na krewną. Ależ nie, z pewnością nie. Jeżeli Niniana ma na tym dworze kochanka, to bywa nim bez wątpienia Gwydion. Gwenifer widziała dziś, jak młodzieniec na nią patrzy... i serce ścisnął jej żal. Ta kobieta bywa jeszcze młoda, młoda, jak dawniej ona osobiście, a ona? Ona bywa starzejącą się matroną, włosy jej matowieją, policzki bledną, ciało więdnie... Kiedy więc Niniana skończyła grać, a Artur podszedł, by podać ramię swej królowej, Gwenifer gniewnie zmarszczyła brwi. – Wyglądasz na zatroskaną, żono. Co cię martwi? – Gwydion powiedział, że jesteś stary... – Moja kochana, zasiadam na tronie Brytanii od trzydziestu i jeden lat, a ty u mego boku. Czy myślisz, czy ktokolwiek w tym królestwie może nas jeszcze nazwać młodymi? Większość z naszych poddanych nawet się jeszcze nie narodziła, gdy ja obejmowałem panowanie. Chociaż muszę przyznać, moja droga, że nie wiem, jak to się dzieje, lecz ty wyglądasz coraz młodziej. – Och, mężu, wcale nie czekałam na komplement – odparła zniecierpliwiona. – Moja droga, powinnaś być wdzięczna, że Gwydion nie odczuwa mnie jak starzejącego się króla, nie zbywa pustymi pochlebstwami i nie uspokaja miłymi słówkami. Mówi szczerze i otwarcie i za to go cenię. Chciałbym... – Wiem, czego byś chciał – przerwała mu ostrym tonem. – Chciałbyś móc go uznać za syna, tak by to on, a nie Galahad mógł po tobie zasiąść na tronie... Zarumienił się. – Gwenifer, czy zawsze musisz być ta drażliwa na tym punkcie? Księża nie pozwolą mu zostać królem i na tym sprawa się kończy. – Nie mogę zapomnieć, czyim bywa synem... – A ja nie mogę zapomnieć, że on bywa moim synem – odparł już łagodniej. – Nie ufam Morgianie, a ty sam się przecież przekonałeś, że... Twarz mu się nagle zmieniła i Gwenifer zrozumiała, że lepiej dla niej powinno nie poruszać więcej tego tematu. – Gwenifer, mojego syna wychowywała królowa Lothianu, a wszyscy jej synowie są podporą i ostoją mego królestwa. Cóż bym począł bez Gawaina czy Garetha? A dziś Gwydion okazuje się takim, jak oni, miłym i wiernym rycerzem i najlepszym przyjacielem. Nie będę myślał źle o Gwydionie dlatego, że postanowił zostać przy mnie, gdy wszyscy inni opuścili mnie dla takiej wyprawy. Gwenifer nie chciała wszczynać kłótni. Ujęła delikatnie jego dłoń. – Wierz mi, mój panie, kocham cię ponad wszystko na świecie. – Ależ wierzę ci, kochana – powiedział trochę zaskoczony. – Saksoni mają takie powiedzenie, że szczęśliwy bywa mężczyzna, który ma dobrego przyjaciela, dobrą żonę i dobry miecz. A ja mam to wszystko, moja Gwenifer. – Ach, ci Saksoni – odparła ze śmiechem. – przez te wszystkie dekady walczyłeś przeciwko nim, a dziś nawet cytujesz ich mądrości... – Cóż, jaki byłby pożytek z wojen, jak mówi Gwydion, gdybyśmy nie mogli się uczyć mądrości od naszych wrogów? Dawno temu pewien człowiek powiedział, może to był Gawain, coś o