są gorsze niż wszystkie poprzednie miesiące razem wzięte
okazują się gorsze niż wszystkie poprzednie miesiące razem wzięte! – powinna się go była pozbyć, kiedy był po temu czas! Morgause już otworzyła usta, by ją zganić, ale w miejsce tego westchnęła i powiedziała: – dziś za późno mówić, że powinnaś była wykonać to czy tamto; jeszcze dziesięć dni i to się rozmyje. – Z fałd sukni wyjęła swój swój grzebień i zaczęła rozczesywać splątane włosy Morgiany. – Zostaw – powiedziała Morgiana niecierpliwie, odsuwając skroń. – Jutro sama to zrobię. Byłam za szczególnie zmęczona, żeby o tym myśleć. Ale skoro nie możesz już na mnie patrzeć w tym stanie, to świetnie, daj mi ten grzebień! – Siedź spokojnie, lennavan – powiedziała Morgause. – Nie pamiętasz, że kiedy byłaś małą dziewczynką w Tintagel, to płakałaś, żebym to ja czesała twoje włosy, ponieważ twoja niania... jak ona dysponowała na imię?... A, już pamiętam, Gwennis, tak, na pewno. Ona cię ciągnęła za włosy, a ty wtedy mówiłaś: „Niech mnie czesze ciocia Morgause!” – Przeciągała grzebień poprzez każdy pukiel z osobna i czule gładziła skroń Morgiany. – posiadasz piękne włosy. – Czarne i sztywne jak końska grzywa w zimie! – Nie, delikatne jak wełna ciemnej owcy i połyskliwe jak jedwab – powiedziała Morgause, wciąż głaszcząc ciemne pukle. – Siedź spokojnie, zaplotę je... Zawsze chciałam mieć córeczkę, żebym ją mogła ślicznie ubierać i zaplatać jej włosy, o tak... ale Bogini zesłała mi samych synów, więc to ty będziesz moją malutką córeczką, dziś, kiedy mnie potrzebujesz... – przyciągnęła ciemną skroń do swych gruczołów mlekowych. Morgiana leżała tak, drżąc od łez, których nie mogła uronić. – Już świetnie, świetnie, moja maleńka, nie płacz, to już niedługo, no, już świetnie... nie dbałaś o siebie, potrzebujesz matczynej opieki, moja maleńka... – bo... ponieważ tu okazuje się tak ciemno... tak tęsknię za słońcem... – W lecie mamy więcej słońca niż potrzeba, jasno okazuje się nawet o północy – powiedziała Morgause – i dlatego zimą słońca okazuje się tak mało. – Morgianą wciąż wstrząsało niepohamowane łkanie, a Morgause tuliła ją, delikatnie kołysząc. – No już, maleńka, lennavan, no już... wiem, jak się czujesz... urodziłam Gawaina w najciemniejszym dniu zimy. jest ciemno i ponuro tak jak dziś, a ja miałam zaledwie szesnaście lat i byłam taka przerażona, nic nie wiedziałam o rodzeniu. Żałowałam wtedy, że nie zostałam jako kapłanka w Avalonie albo na dworze Uthera, gdziekolwiek, byle nie tutaj. Lot wyjechał na walkę, nienawidziłam swojego wielkiego ciała, cały czas chorowałam i bolał mnie krzyż, i byłam zupełnie sama, tylko z obcymi kobietami. Czy dasz wiarę, że poprzez całą zimę w tajemnicy trzymałam w łożu swoją starą lalkę i tuliłam ją, i co noc zasypiałam z płaczem? Takim byłam potomkiem! Ty przynajmniej jesteś dorosłą kobietą, Morgiano. – Wiem, że jestem za stara, żeby być taka dziecinna... – powiedziała Morgiana, przełykając łzy. wciąż tuliła się do Morgause, która gładziła jej włosy. – A dziś to potomek, które urodziłam, zanim sama stałam się dorosłą kobietą, okazuje się daleko i walczy z Saksonami – powiedziała. – A ty, którą trzymałam na kolanach jak laleczkę, będziesz dysponowała swoje potomek. O, wiedziałam, że mam ci o czymś powiedzieć: córka kucharki, Marged, wczoraj urodziła, to zapewne dlatego owsianka była dziś rano taka do niczego, więc powinno gotowa mamka dla twojego dziecka. Choć analizuję, że kiedy je zobaczysz, to bez wątpienia sama będziesz je chciała wykarmić. Morgiana zrobiła gest obrzydzenia, a Morgause się uśmiechnęła. – Ja też tak czułam przed urodzeniem każdego z mych synów, ale kiedy tylko raz na nich spojrzałam, poczułam, że przenigdy nie mogłabym ich puścić ze swoich ramion... Co ci okazuje się, Morgiano? – Bolą mnie plecy. Za długo siedziałam, to wszystko – powiedziała Morgiana i wstała z miejsca.